wtorek, 18 marca 2014

Piąty


   Kasia...
Nie powiedział mi! Czy wy to rozumiecie nie powiedział mi o tym nic. Muszę się o takich rzeczach dowiadywać od jego kolegów bo on nie raczy zadzwonić. No tak bo co ja mu mogę doradzić? W końcu jestem tylko psychologiem nie? Oczywiście dureń ode mnie nie odbiera telefonu. No bo ja mogę się o niego zamartwiać.
-Ziemia do Kasi - przede mną stał Kraft i wymachiwał mi przed oczami jakimiś kartkami. Nie był sam z resztą jak zawsze. 
-Co się dzieje? - Andreas stał obok niego z miną, której u nikogo nie lubiłam. 
-Nic - odpowiedziałam , ale sądząc po minach chłopaków, nie umiałam kłamać. Ale mimo wszystko nie potrafiłam im o tym od tak powiedzieć. Bo przecież żaden super temat, żeby się nim chwalić.
-Akurat. Jeśli chcesz nas okłamać, to Ci się to nie uda. - naprawdę muszą być tacy mądrzy i domyślni? Nie mogą być zieloni jak szczypiorek na wiosnę? Przecież to nie możliwe. 
-Nie chcę was okłamać tylko mam pewien problem - powiedziałam, szczerze mówiąc chciałam się ich pozbyć i móc pomyśleć, co mogę zrobić żeby pomóc bratu. Bo przecież muszę coś zrobić, bo inaczej osiwieje. 
-Możemy Ci pomóc go rozwiązać - tak Stefan i te jego pomysły, jak tak bardzo się z Krzyśkiem przyjaźni to dlaczego nic nie wie? Dobre pytanie nie?
-Muszę go rozwiązać sama - powiedziałam wstając z fotela na którym wcześniej siedziałam i wyszłam z dużego salonu jeśli tak go można nazwać. Musiałam się teraz gdzieś zaszyć. Musiałam znaleźć jakąś radę dla Krzyśka. Bo z tego co mówił i Kamil i Piotrek to nie najlepiej to wygląda. Podobno siedzi cały czas w swoim pokoju i tępo wgapia się w sufit. Boje się o niego, tak bardzo się o niego boję. Nie odbiera to może list pomoże, ale nie ten tradycyjny tylko elektroniczny, bo znając go to od razu by go podarł


Kochany braciszku !!!
  Nie jesteś sam! Zawsze masz mnie i przyjaciół. Klimka, Kamila, Piotrka, Stefana i jednego i drugiego, Jakę, Andreasa i jednego i drugiego. Nie zapominaj o tym proszę Cię. Razem pomożemy Ci się podnieść. Pamiętaj! Niedługo wrócę i chwycę Cię za dłoń. Zobaczysz wszystko będzie jak kiedyś a może i lepiej. Wystarczy, że sam sobie to powiesz. Najlepiej będzie gdy postawisz sobie jakieś cele. Na przykład Puchar Świata. Pamiętaj ja zawsze tu jestem i w każdej nawet najgorszej chwili możesz na mnie liczyć.
                                                                                    Twoja Kasia.
PS . Trzymam za Ciebie kciuki i najwyraźniej nie zasługiwała na Ciebie. Kocham Cię.

Wyślij. Mam nadzieję, że on w końcu weźmie się w garść i udowodni wszystkim a przede wszystkim sobie, że jest wart wielu rzeczy na tym świecie. Nie tylko miłość w życiu jest najważniejsza. A przede wszystkim nie ta nieszczęśliwa. Bo jeśli ktoś nie potrafi docenić takiego chłopaka jak mój brat to znaczy, że nie kocha kogoś sercem a patrzy tylko na to ile ma pieniędzy i czy jest sławny. A mój brat jeszcze kiedyś to wszystko wygra, mogę się o to założyć. Za dobrze go znam. Wierze w to bardzo mocno i mam nadzieję, że tym razem się nie pomylę tak bardzo.
-Mogę ? - zupełnie zapomniałam o tym, że mam teraz pogadankę z Morgensternem. To wszystko mnie dołuje. Otrząsnęłam się z transu. W drzwiach mojego gabinetu stał wcześniej wspomniany Austriak.
-Jasne, siadaj - powiedziałam lekko się uśmiechając. Nie był to w 100 procentach szczery uśmiech, ale nie był również w 100 procentach nie szczery. Po prostu za bardzo bałam się o brachola. 
-Kate wszystko dobrze ? - w jego głosie była nutka zmartwienia. (A ich wersja mojego imienia bardzo mi się podobała) Patrzyła na mnie tymi oczami, które bardzo przypominały mi oczy mojego wujka Roberta. On zawsze się o nas troszczył, był takim drugim tatą. Ale niestety go już nie ma. Zginął w wypadku samochodowym. 
-Tak. - powiedziałam spoglądając na niego i uśmiechając się doń szeroko. Tym razem czułam, że to nie wymuszony uśmiech tylko bardzo prawdziwy. Najprawdziwszy. - To mów co Ci leży na sercu - powiedziałam wyjmując z biurka mój notes z którego można by było napisać niezłą powieść. "Życie skoczków. Od tej strony ich nie znacie". Byłoby ciekawie, a książka byłaby bestselerem. 
-Tak właściwe to nic poza moją małą Lilli - powiedział a na jego twarzy pojawił się smutek. Przez te dwa tygodnie, które tu spędziłam bardzo dużo mi o niej opowiadam. Praktycznie cały czas o niej opowiada. Ale z tego co mówił mi Kofler to Kristen nie daje mu się z córką widywać nie więcej niż raz w miesiącu. Musi go to bardzo boleć, bo przecież jakby nie patrzeć to jego dziecko. Dziewczynka, która nosi w sobie cząstkę Thomasa Morgensterna nie widuje go praktycznie w ogóle i za pewne myśli, że jej ojcem jest ten niemiecki piłkarz.
-Zazdroszczę Ci - nie zdążyłam ugryźć się w język. I to jest moim minusem. Nigdy nie wiem kiedy co powiedzieć.
-Niby czego? - był ciekawy tego co chciałam mu powiedzieć. A ja właściwie nie wiem co mam mu teraz powiedzieć. 
-Chodzi mi o to, że masz kogoś dla kogo mógłbyś cofnąć czas, zmienić swoje życie jeśli byłoby to potrzebne, oddał byś dla niej wszystko co najcenniejsze. - widziałam jak jego wyraz twarzy się zmienia, widziałam jak myśli nad słowami, które wypowiedziałam. Choć tak właściwie to najchętniej bym cofnęła te słowa, które wypowiedziałam przed chwilą. 
-A ty?- spytał kładąc ręce splecione na moim biurku. Strzelam, że zależało mu na mojej odpowiedzi. Ale tak właściwie nie wiedziałam co mogę mu odpowiedzieć.
-Mam tylko rodziców i brata - odpowiedziałam. Dobrze wiedziałam, że nie była to za bardzo trafna odpowiedz i dobrze wiem, że on nie chciał usłyszeć takiej odpowiedzi. Ale mam dopiero dziewiętnaście lat i jeszcze zdążę się ustatkować. 
-Ej masz jeszcze nas. A to moja kochana tak jakbyś wzięła ślub. Bo to nie miłość ale przyjaźń to grobowej deski - po tych słowach wybuchnął śmiechem nie powiem bo trafił z tą teorią. Coś w tym było, bo jeśli chodzi o nich to przyciągali do siebie niesamowicie. W taki sposób, że trudno było cokolwiek zrobić bez nich. Za bardzo wtedy człowiek tęsknił. I nie mówię tu tylko o Austriakach bo mieli to w sobie wszyscy Ci zawodnicy, których znam. A w szczególności pan Piotrek. 
-Dziękuje za pocieszenie - powiedziałam odkładając na blat stołu długopis i przyglądając się swojemu towarzyszowi. Widać było, że nadaje się na ojca, ale nie ma za dużego pola do popisu. Choć znając takich piłkarzy a przede wszystkim takich jak wybranek byłej dziewczyny Thomasa to szybko zmieni zdanie co do małej i Morgi będzie jeszcze bardzo szczęśliwy.

Thomas Morgenstern...
A mówią, że nastolatki nie znają się na życiu. Ten kto to powiedział musiał być nieźle nie zorientowany bo to jednym słowem bzdury. A Kasia jest tego najlepszym przykładem. Co prawda jest jeszcze bardzo nieśmiała, ale jeszcze się wyrobi, ja wam to mówię. Dopiero zaczyna, więc jeszcze będzie wszystkim rozwiązywać problemy. Może ma rację co do mojej małej córci, może powinienem o nią walczyć. Ale nie tylko o nią, bo przecież nigdy nie powiedziałem, że nie kocham Kristen. Po prostu wolałem się usunąć jeśli czuła się szczęśliwa u jego boku. Nie miejcie mnie za dziwaka, po prostu wolę udawać, że nic się nie dzieję. Jak to mówią wolę robić dobrą minę do złej gry. Wtedy cierpię ja a nie moje otoczenie. 
- To co panie gwiazda w Piątek o tej samej porze ? - spytała Kasia z uśmiechem na twarzy. Pokiwałem głową i wstałem z krzesła. Dobrze mi się z nią rozmawiało, ba nawet bardzo dobrze. To taka mała dziewczynka na zewnątrz, która okazuję się być bardzo dorosłą kobietą w środku. Będzie jeszcze wyśmienitym psychologiem o ile wcześniej Kraft, Fettner i Diethart nie doprowadzą jej do szału. Trzeba mieć taką nadzieję, że dlatego, że jest dziewczyną po prostu jej nie będą wkurzać. 

Kamil Stoch...
Kruczek kazał mi Piotrkowi i Stefanowi zajmować się Biegunem. Trener uważa, że to wszystko co ostatnio go spotkało może doprowadzić do tego, że zaprzepaści swoje marzenia. Marzenia bycia najlepszym, nie zastąpionym, jednym słowem bycie mistrzem. 
-Co jest? - spytałem widząc jego minę z jaką patrzył się na ekran laptopa. Nie był ani szczęśliwy ani zły. Nie mogłem wyczytać z jego twarzy, żadnych emocji. 
-Zdałem sobie sprawę, że zachowuję się jak tchórz. - powiedział zamykając jednym szybkim ruchem ręki laptop i podciągając pod brodę nogi. Patrzył na mnie jakby chciał zobaczyć we mnie jakąś podpowiedź, jakby szukał we mnie rozwiązania. 
-Bo trochę tak jest. Zamknąłeś się w czterech ścianach, zawalasz treningi, a masz chłopie talent, prawdziwy talent. A Kotem się nie przejmuj jeszcze tego pożałuje. - powiedziałem siadając obok niego. Nie wiedziałem co czuł, ale wiedziałem jedno żeby kogoś pobudzić do działania trzeba go najpierw zmieszać z błotem. To działa w każdym przypadku tak było i z Żyłą i z Hulą to tak będzie i z Biegunem. Dobrze o tym wiem, co jak co ale dobrze o tym wiem. Bo sam na nich to testowałem. Wiem może to nie było uczciwe, ale tak to już jest jeśli chcę się mieć dobrych zawodników w kadrze i jeszcze lepszych przyjaciół.
-Jedziesz może na skocznię ? - i jest pierwszy skutek mojej terapii. 
-Jadę - odpowiedziałem lekko się uśmiechając tak, żeby chłopak tego nie widział. 
-A mogę się z Tobą zabrać ? - spytał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
-Jasne czekam dwadzieścia minut nie dłużej - powiedziałem a on zniknął na schodach. Może powinienem zapisać się na studia psychologiczne, razem z Kasią byśmy ich "słuchali". 

Krzysiek Biegun...
Mają rację i Kamil i Kasia a ja głupi się nad sobą użalam. Nie ma co trzeba wziąć się w garść. Muszę sam sobie udowodnić, że sroce z pod ogona to ja nie wypadłem. Bo nie wypadłem. W kapuście mnie też nie znaleźli. A Kamil to się na psychologa nadaje i to bardzo. Dobra zostało mi pięć minut inaczej będę musiał na trening na piechotę zasuwać a to jednak kawałek jest.
-Jestem - powiedziałem zbiegając ze schodów i zatrzymując się przy drzwiach wejściowych, przy których stał już Stoch.
-No nawet przed czasem, brawo - powiedział uśmiechając się do mnie trochę złośliwie. Bo to w końcu Kamil.
-Zabawne, jedziemy?- spytałem, chłopak pokiwał głową i obaj opuściliśmy mój dom i udaliśmy się na skocznie. Byliśmy na niej jako ostatni, ale się nie spóźniliśmy. 
-Siema mały - tak Żyła uważa mnie za małe dziecko, nie wiem dlaczego ale jeszcze jakoś to wytrzymam. Podkreślam jeszcze. 
-Siema stary - odpowiedziałem a stojący obok mnie Klimek o mało co nie wybuchł śmiechem. Nie powiem u mnie reakcja byłaby taka sama gdyby nie fakt, że w naszym kierunku szedł nie kto inny jak Maciek. 
-Żyła zostaw te dwa bachory i chodź muszę Ci coś powiedzieć - powiedział stając obok Piotrka z uśmiechem na twarzy. 
-Kogo nazywasz bachorami ? - spytałem. Czułem złość jaka pływała po moim ciele. Miałem ochotę mu w tej chwili tak przywalić, że by się nie pozbierał. 
-Ciebie i Murańkę - odpowiedział. Widziałem też minę Klimka, który chyba myślał wtedy to samo co ja. 
-Uważaj na to co gadasz bo możesz tego później żałować - Klimek nie był już za bardzo w humorze z resztą tak jak ja.
-Bo co dzieci mnie pobiją - moim zdaniem czuł się beztrosko.
-Nie ja to zrobię - za nami stał Kamil i gromił Kota wzrokiem, ten wiedział już chyba, że jest na straconej pozycji. Odszedł ze wzrokiem bazyliszka. 
*********************************************************************************
Jest kolejny rozdział. Nie wiem czy wam się ten spodoba. Bardzo dziękuje za wszystkie poprzednie komentarze. Pozdrawiam :-)
Czekam na wasze opinie. 

3 komentarze:

  1. Jestem i komentuję :D Bardzo mi się spodobał. I ta końcówka z Kamilem! Genialne. Czekam na kolejny. Mam nadzieję, że niedługo się pojawi.
    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za spam :)

    Zapraszam na ósemkę :)
    http://let---it---go.blogspot.com/2014/03/viii.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NADROBIŁAM!
      I jest świetnie!
      Kot vs. Biegun - będzie ciekawie :)
      CZEKAM NA WIĘCEJ
      Pozdrawiam ;*

      Usuń

Jeśli czytasz to zostaw po sobie znak w formie komentarza. Bo to motywuje do działania.